Niezależni twórcy mają łatwiej niż kiedyś. Na własnym przykładzie pokazujemy, jak umieścić swoją muzykę w Spotify i innych serwisach streamingowych!
Płyty sprzedają się słabo i powoli odchodzą do lamusa. Żyjemy w czasach cyfrowych, co widać też wyraźnie w świecie muzyki. Teraz liczy się popularność w YouTube, Spotify, czy iTunes. Streaming ma swoje minusy, ale nie da się ukryć, że otwiera wiele możliwości – również artystom niezależnym, działającym na własną rękę.
YouTube to za mało! Żeby istnieć, trzeba być obecnym w serwisach streamingowych. Jak umieścić swoją muzykę w Spotify? Takich dylematów nie mają twórcy z kontraktem w wytwórni, ale także ci działający na własną rękę mogą pokazać swoje dzieła w najpopularniejszych platformach do słuchania lub kupowania muzyki.
KTP Records jest kooperacją producenta muzycznego Keyteepee i rapera Christophorosa777, całkowicie niezależną inicjatywą. Nasze utwory są dostępne w serwisach Spotify, iTunes, Deezer, Tidal, Google Play, Amazon i innych. Jak to możliwe? Trzeba skorzystać z serwisu oferującego dystrybucję cyfrową! Co ważne – jest z czego wybierać!
Ile kosztują usługi tzw. agregatorów? Może nie kosztują nic? Wiemy dobrze, że nie ma nic za darmo i sami się o tym przekonaliśmy. Sami korzystamy z innego pośrednika, ale przykładowym i popularnym dystrybutorem jest Distrokid. Tutaj płaci się 19,99$ na rok i można publikować nielimitowaną liczbę albumów lub singli. Renomę ma też TuneCore, ale tu płaci się więcej. Za pierwszy rok publikacji albumu 29,99$ (kolejne już 49,99$), a za singiel 9,99$ rocznie. Oba serwisy zapewniają, że sto procent zarobionych pieniędzy z odtworzeń muzyki trafia do artysty. Co istotne – trzeba mieć prawa do publikowanego utworu. Być autorem muzyki lub kupić ją od producenta.
Kiedy w 2018 roku wydaliśmy fizycznie album Christophoros777 x Keyteepee – Emocjonalia stwierdziliśmy, że musi być dostępny cyfrowo, nie tylko w YouTube. Szliśmy w nieznane, więc wybraliśmy serwis Amuse, niepobierający opłat. Spróbowaliśmy, zadziałało i działa do dziś. Album i nagrane później single możecie słuchać w Spotify, kupować w iTunes, czy Google Play. Dostępne są w najpopularniejszych sklepach z muzyką cyfrową i w serwisach streamingowych. Dystrybutor zapewniał, że mimo braku opłat za publikację, całość ewentualnego dochodu z odtworzeń cyfrowych idzie do autorów i jest to prawdą, choć nie do końca.
Być może wcześniej było inaczej, ale teraz przy wypłacaniu zarobionych pieniędzy, potrącana jest prowizja. Suma sumarum do kieszeni artysty nie trafia 100% zarobionych pieniędzy. Żeby wypłacić kasę, trzeba uzbierać 10$. Mówi się, że jedno odtworzenie utworu w Spotify, nie jest warte nawet 1 grosza! Trudno się zatem dziwić, że nie każdy decyduje się na pośredników płatnych, jak wspomniane wcześniej TuneCore i Distrokid.
Amuse nie jest najgorszym rozwiązaniem, jeśli zależy Ci na tym, żeby Twoje utwory były na stremingach, ale nie masz dużego budżetu. O tym, że tworzenie muzyki kosztuje, pisaliśmy już na naszej stronie: KLIK. Kwestie finansowe nie są jedynym minusem Amuse. Na publikację muzyki trzeba czekać około 3 tygodni. Zdecydowanie krótszy czas oczekiwania jest w serwisach płatnych. Początkowo Amuse obsługiwało się jedynie przez aplikację w telefonie, ale serwis ostatecznie wprowadził możliwość logowania przez przeglądarkę internetową.
Przedstawieni tutaj dystrybutorzy są tylko wycinkiem prężnie rozwijającego się rynku. Serwisów oferujących takie usługi jest zdecydowanie więcej. Dobrze mieć muzykę szeroko dostępną w świecie cyfrowym, ale już osobną kwestią jest zarabianie na niej. Sama dystrybucja nie oznacza promocji utworów i eksponowania ich na playlistach. Może się zatem okazać, że nasz album jest w Spotify, ale niewiele z tego wynika.